Warszawa. Historia syrenki Picassa, narysowanej na ścianie
Pablo Picasso, jeden z najwybitniejszych artystów XX wieku, pozostawił po sobie nie tylko obrazy, rzeźby i ceramikę, ale także niezwykłe historie. Jedna z nich rozegrała się w powojennej Warszawie, na ulicy Księdza Jana Sitnika 4 (dawniej Deotymy 48), gdzie w 1948 roku narysował na ścianie mieszkania wizerunek warszawskiej syrenki. Dlaczego Picasso przyleciał do Polski, dlaczego zamieszkał pod tym adresem i dlaczego narysował tu syrenkę? Poznaj późniejsze losy słynnej syrenki Picassa
Wrocław. Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju
Historia zaczyna się w sierpniu 1948 roku, gdy 66-letni Pablo Picasso, wtedy już ikona sztuki modernistycznej, po raz pierwszy w życiu wsiadł do samolotu. Celem jego podróży była Polska, a konkretnie Wrocław, gdzie w dniach 25–28 sierpnia miał się odbyć Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju. Wydarzenie to, zorganizowane w auli Politechniki Wrocławskiej, było częścią powojennej kampanii propagandowej krajów bloku wschodniego, mającej na celu ukazanie Związku Radzieckiego i jego sojuszników jako orędowników pokoju w obliczu narastającego napięcia zimnowojennego z Zachodem.
Kongres zgromadził około 400 delegatów z 46 krajów, wśród nich takie sławy jak Paul Éluard, Irène Joliot-Curie, Julian Huxley czy Aleksandr Fadiejew. Picasso, od 1945 roku członek Francuskiej Partii Komunistycznej, był jedną z największych gwiazd tego wydarzenia. Jego obecność miała nie tylko artystyczny, ale i polityczny wymiar. Jako twórca „Guerniki”, symbolu sprzeciwu wobec wojny i faszyzmu, uosabiał ideały, które kongres chciał promować.
Picasso w Polsce
Dla słynnego artysty, który nigdy wcześniej nie podróżował samolotem, lot z Paryża do Wrocławia był przeżyciem samym w sobie. Podobno, patrząc przez okno na panoramę miasta, miał wykrzyknąć: „Przecież to czysty kubizm!”.
Pobyt w Polsce, pierwotnie zaplanowany na trzy dni, przedłużył się do niemal dwóch tygodni. Picasso, zaintrygowany powojenną rzeczywistością kraju, odwiedził nie tylko Wrocław, ale także Kraków, Auschwitz-Birkenau i Warszawę. W stolicy zameldował się w prestiżowym Hotelu Bristol przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie towarzyszyli mu przyjaciele i przewodnicy – w tym warszawscy architekci Helena i Szymon Syrkusowie, których poznał w 1937 roku na Wielkiej Wystawie Światowej w Paryżu. To oni odegrają kluczową rolę w historii Syrenki.
Dlaczego ulica Sitnika 4?
Picasso nie „zamieszkał” (jak dziś niektórzy piszą) przy ulicy Sitnika 4 w dosłownym sensie. Był to jego chwilowy przystanek podczas jego wizyty w Warszawie. Adres ten, wówczas znany jako Deotymy 48, znajdował się na warszawskiej Woli, w dzielnicy Koło, gdzie architekci Syrkusowie realizowali jeden ze swoich najważniejszych projektów: nowoczesne osiedle mieszkaniowe. Osiedle Koło, budowane z gruzu pozostałego po zniszczeniach wojennych, było symbolem odradzającej się Warszawy. Picasso, którego fascynowała idea recyklingu i odbudowy, został zaproszony przez Syrkusów na plac budowy. Był 3 września 1948 roku.
Wizyta na Kole nie była przypadkowa. Helena i Szymon Syrkusowie, pionierzy modernistycznej architektury w Polsce, podzielali lewicowe poglądy Picassa i od lat utrzymywali z nim kontakt. Pokazując artyście swe dzieło, chcieli zaimponować mu funkcjonalnością i innowacyjnością projektu. Picasso był pod wrażeniem. Kontrast między zwałami gruzu a wznoszącymi się z nich białymi blokami przypominał mu jego własne artystyczne eksperymenty z chaosu i porządku. W jednym z mieszkań, jeszcze nieukończonym, w którego skład wchodził jeden pokój z kuchnią i wnęką sypialną, Picasso postanowił zostawić po sobie ślad.
Narodziny Syrenki – spontaniczny akt twórczy
Wchodząc do mieszkania na parterze przy Deotymy 48, Picasso nie miał przy sobie pędzli ani farb. Jedynie kawałek węgla, który wyciągnął z kieszeni. W ciągu kilkudziesięciu sekund, na jednej ze ścian wnęki sypialnej, od sufitu do podłogi, stworzył rysunek o wymiarach około 1,8 na 1,7 metra. Przedstawiał warszawską Syrenkę, ale wyglądającą inaczej niż herb miasta. Zamiast miecza i tarczy, w prawej ręce trzymała młot – symbol pracy i odbudowy, a nie walki. Piersi postaci były bardziej wyeksponowane niż w klasycznym wizerunku, co dodawało rysunkowi zmysłowości charakterystycznej dla stylu Picassa.
Inspiracją dla twarzy Syrenki miała być Halina Pągowska-Czyżyńska, inżynierka pracująca przy budowie osiedla, która towarzyszyła artyście podczas zwiedzania. Według jej wspomnień, Picasso zapytał: „Co Syrenka trzyma w ręku?”. Gdy odpowiedziano, że miecz, odmówił jego narysowania, tłumacząc, że jako pacyfista woli symbol pokoju. Pągowska-Czyżyńska zasugerowała kielnię, ale nie znając francuskiego słowa, powiedziała że młot – i tak powstał nietypowy atrybut warszawskiej Syrenki.
Ten spontaniczny akt twórczy nie był planowany. Picasso, znany z impulsywności, chciał po prostu zostawić pamiątkę po swojej wizycie w tym miejscu. Towarzyszący mu Paul Éluard, francuski poeta surrealistyczny, był świadkiem tego wydarzenia, a Syrkusowie żartowali później, że gdyby artysta zapytał, gdzie złożyć swój podpis, zasugerowaliby inne miejsce, a nie prywatne mieszkanie.
Mieszkanie jak muzeum. Kłopoty lokatorów
Po wyjeździe, Picassa mieszkanie przy Deotymy 48 przypadło Franciszce Sawickiej-Prószyńskiej i jej mężowi, schorowanemu byłemu więźniowi obozu koncentracyjnego. Początkowo byli dumni, że ich lokum odwiedził słynny mistrz kubizmu. Rysunek na ścianie, choć surowy i wykonany węglem, szybko stał się sensacją. Wiadomość o Syrence Picassa rozeszła się po Warszawie, a potem po całej Polsce. Mieszkanie zaczęto traktować jak warszawską atrakcję turystyczną. Odwiedzały je tłumy: wycieczki szkolne, górnicy, dziennikarze, a nawet prominentni politycy, w tym sam Bolesław Bierut, ówczesny prezydent Polski.
Sawicka-Prószyńska wspominała po latach, że w szczytowych momentach przez jej pokój przewijało się nawet 400 osób dziennie. Goście wnosili błoto zimą, kurz latem, a mieszkanie, które i tak było skromne, zaczęło popadać w ruinę. Ściany czerniały od pyłu budowlanego, a lokatorzy nie mieli prawa ich odmalować, bo rysunek Picassa uznano za dobro narodowe. „Czy ja lubię sztukę Picassa?” – pytała retorycznie Sawicka w rozmowie z reporterem „Polityki”. Dla niej i jej męża Syrenka stała się przekleństwem, a nie powodem do dumy.
Władze nie zadbały o zabezpieczenie dzieła. Ściana z muralem pozostała w stanie surowym, podczas gdy reszta ścian mieszkania została pokryta różową farbą. Lokatorzy próbowali zasłaniać rysunek szafą, ale przewodnicy i tak przyprowadzali wycieczki, więc małym lokalu trzeba było co chwilę przesuwać meble. Z czasem zainteresowanie malało, ale uciążliwość wizyt pozostała. Sawicka-Prószyńska zaczęła domagać się od spółdzielni mieszkaniowej pozwolenia na remont i zamalowanie Syrenki.
Syrenka Picassa zamalowana. Koniec pewnej epoki
W 1953 roku, pięć lat po wizycie Picassa, prośba lokatorów została wysłuchana. Podczas pierwszego remontu mieszkania, malarze weszli do akcji. Jeden z nich, widząc rysunek, miał powiedzieć: „Rany, kto to pani zrobił? Mój szwagier by to namalował!” – po czym chlapnął farbą na ścianę. Po chwili Syrenka Picassa zniknęła pod warstwą farby olejnej, kończąc swoją burzliwą historię. Decyzja o zamalowaniu była zgodna z wolą mieszkańców, ale dla wielu warszawiaków była szokiem. Dzieło jednego z największych artystów świata zostało potraktowane jak zwykłe bazgroły.
Dlaczego pozwolono na taki krok? W latach 50. Polska wchodziła w okres stalinizmu, a sztuka awangardowa, w tym kubizm Picassa, nie była już tak mile widziana jak w 1948 roku, gdy władze chciały wykorzystać jego wizytę do celów propagandowych. Poza tym brakowało środków i woli, by przekształcić mieszkanie w muzeum czy odpowiednio zabezpieczyć mural. Dla Sawickiej-Prószyńskiej i jej męża, zamalowanie Syrenki oznaczało powrót do normalności: koniec wycieczek, błota i spojrzeń ciekawskich.
Powrót Syrenki. Rok 2019
Historia Syrenki Picassa nie zakończyła się jednak w 1953 roku. Dzięki zdjęciom i relacjom świadków, zachowała się pamięć o muralu. W 2019 roku, z inicjatywy nowego właściciela mieszkania oraz warszawskich artystek Niny Iżyckiej i Dobrochny Tulczyńskiej, rysunek został odtworzony w oryginalnym miejscu. Nowa wersja, namalowana farbą akrylową zamiast węgla, zachowała wymiary i charakter pierwowzoru, choć nie jest już dziełem samego Picassa. Wolskie Centrum Kultury umożliwia dziś zwiedzanie mieszkania po wcześniejszym umówieniu, co pozwala nowym pokoleniom poznać tę niezwykłą historię.
Syrenka na papierze i inne ślady Picassa w Polsce
Syrenka z Woli nie była jedynym śladem, jaki Picasso pozostawił po sobie w Warszawie. Podczas uroczystego obiadu u prezydenta miasta Stanisława Tołwińskiego, na prośbę jego żony Joanny, artysta naszkicował kolejną Syrenkę – tym razem w rodzinnym albumie. Ten rysunek na kartce rozmiarów 21×29 cm różnił się od muralu wielkością oraz detalami. Trafił do prywatnej kolekcji i dziś jego los jest nieznany. Po powrocie do Francji Picasso, zainspirowany polskim folklorem, przesłał do Muzeum Narodowego w Warszawie kilka grafik, w tym wizerunek swojej partnerki Françoise Gilot.
Znaczenie Syrenki: Symbol odbudowy i pacyfizmu
Syrenka Picassa, choć krótko istniała w swojej oryginalnej formie, pozostaje symbolem powojennej Warszawy – miasta, które podnosiło się z ruin dzięki pracy i determinacji swoich mieszkańców. Młot w ręku Syrenki, zamiast miecza, odzwierciedlał pacyfistyczne przekonania artysty i jego wiarę w siłę ludzkiej solidarności. Dla Picassa, który w „Guernice” ukazał grozę wojny, warszawski mural był gestem nadziei – hołdem dla odradzającego się narodu.
Opisana wyżej historia tego rysunku, to także przypomnienie o ulotności sztuki i ludzkich priorytetach. Dla jednych był on bezcennym dziełem, dla innych – uciążliwym reliktem. Zamalowanie Syrenki w 1953 roku można odczytywać jako metaforę czasów, w których pragmatyzm i ideologia wzięły górę nad artystyczną wolnością. Jej odtworzenie w 2019 roku pokazuje, że pamięć o tym wydarzeniu wciąż żyje – podobnie jak duch Warszawy, który zainspirował Picassa ponad 70 lat temu.
Syrenka Picassa: (c) MojaWarszawa.top / GR
Foto: Sebk / cc by-sa 4.0